Keep calm and blog on

Dzień Bloga. Chyba drugi raz w życiu nie przypomniało mi się o nim po fakcie. Z tej okazji, trochę sentymentalnie, postanowiłam przyjrzeć się swojej burzliwej blogowej historii. W sumie w blogosferze, mniej lub bardziej intensywnie, spędziłam ostatnie 11 lat. Dużo się przez ten czas wydarzyło, ale zacznijmy od początku…

Jestę blogerę

Jedyne co pamiętam ze swojego pierwszego bloga to koszmarny szablon ze zdjęciem plastrów limonki. To musiało tak bardzo dawać po oczach, że teraz sama się sobie dziwię, że coś takiego wybrałam. Jak na poważną piętnastolatkę przystało pisałam o wszystkim i o niczym, a pierwszy tekst był chyba o biwaku klasowym. Po kilku miesiącach uznałam, że ten blog jest tak bardzo zły, że nie da się go w żaden sposób uratować. Całe szczęście, że to było w czasach kiedy Onet regularnie usuwał nieaktywne blogi i po moich początkach nie ma nawet śladu.

Gdzie jest blogosfera z tamtych lat

Siłą rozpędu w miejsce porzuconego bloga powstał następny. Dalej byłam nieco zblazowaną nastolatką, ale nie popełniałam już tych samych błędów. Moje od A do nieskończoności towarzyszyło mi przez 5 lat i do tej pory gdzieś tam sobie żyje w czeluściach internetów. Mimo, że prawie tam nie zaglądam, to cały czas darzę tego bloga dużym sentymentem. Szczególnie za moje minimalistyczne szablony bez miliona bajerów. Nagłówek, zdjęcie, tekst i lista wpisów.
[Jak wielkie było moje zdziwienie kiedy w poszukiwaniu galerii ze starymi szablonami zawędrowałam na tamtego bloga i okazało się, że teraz jest na WordPressie.]

Blogosfera była wtedy zupełnie inna. Przyjaźnie ograniczały się do świata wirtualnego, a szczytem marzeń było polecenie na stronie głównej w swojej kategorii (kiedyś nawet udało mi się dostąpić tego zaszczytu). Z tamtego okresu pamiętam jeszcze jeden fenomen – blogi oceniające inne blogi. W pewnym momencie to był totalny szał w blogosferze i praktycznie pod każdym wpisem można było znaleźć komentarz z ofertą oceny.
Jednak z czasem coraz bardziej się wypalałam, a na pisanie o bzdurkach stałam się zbyt poważna. Próbowałam kilka razy wracać do pisania, ale z każdym kolejnym razem było coraz trudniej.

A może jednak zdjęcia

Chwilę po rozpoczęciu pisania bloga pojawił się photoblog, który otwierał przede mną zupełnie nowe możliwości. Oczywiście na początku liczyły się tylko zdjęcia i miliony emotek w opisie. Później zdjęcia zaczęły schodzić na dalszy plan, a liczyła się możliwość zabawy formą. Różne kroje pisma i kolory. Różne wielkości fontów. Tworzenie historii i zagadek, do których zdjęcia były tylko dodatkiem.

W sumie miałam trzy photoblogi: codzienny z całym możliwym chaosem, drugi z przemyśleniami i trzeci prowadzony wspólnie z grupą przyjaciół. Mimo swojej popularności, photoblogi były dla mnie miejscem bardziej prywatnym niż blog. Tam dzieliłam się swoją codziennością głównie ze znajomymi, a najważniejsza była świadomość, że tworzymy coś wspólnie. Nawet jeżeli pojawiały się jakieś żarty, czy drobne złośliwości.

Trudny powrót

Bez bloga wytrzymałam rok. W sumie nawet mniej, ale nie do końca umiałam odnaleźć się w nowej blogosferze, gdzie każdy pisał „o czymś”. Ostatecznie zdecydowałam się na tematykę kulinarno-literacką lub literacko-kulinarną (jak kto woli). I tak powstał mój Kufer z niespodziankami, na którym spędziłam 3 lata. Jednak pisanie „o czymś” nie do końca mi pasowało i w pewnym sensie męczyłam się w sztywno ustalonej formie.

Teraz symbolicznie zatoczyłam koło. Nowe miejsce, własna domena, a ja znowu piszę o wszystkim, co dla mnie ważne. Zupełnie jak tamta nastolatka, która dopiero stawiała pierwsze kroki na swojej blogowej drodze.

 

P.S. Wszystkiego najblogowszego :D

Matematyczka z humanistycznym zacięciem. Na co dzień zajmuję się mediami społecznymi i projektowaniem graficznym. Po godzinach staram się przekonać wszystkich wokół, że matematyka jest fascynująca i nie taka trudna jak się wydaje.
Scroll to top